Jeśli ktoś uważa, że kabaczka nigdy dość, niech zajrzy na moją działkę. W każdym razie tak mniej więcej od sierpnia panuje tam prawdziwy wysyp dyniowatych (prócz wspomnianego również cukinii i patisona - nie mylić z pewnym wampironiepodobnym aktorzyną).
Oczywiście jako dobry kucharz wyznający zasadę ekonomii w kuchni sposobów na nadmiar kabaczka mam całkiem sporo. A więc:
1. Młode kabaczki można pokroić w krążki, obtoczyć w jajku i bułce tartej, standardowo popieprzyć i posolić, a następnie usmażyć. Placki z tego wychodzą znakomite.
2. Można je (tj. młode kabaczki, nie placki) zetrzeć w rozsądnej ilości i dodać do tradycyjnie robionych placków z jabłkami. Mają one wtedy specyficzny smak... szczerze powiem, że akurat mnie nie za bardzo on odpowiada, ale rodzinka lubi, więc cóż począć.
3. W kuchni cenię prostotę, tzn. lubię, gdy z jednego przepisu można zrobić kilka różnych dań. A kabaczek w każdym wieku jest idealny do różnych leczopodobnych i risottopodobnych eksperymentów. Sam w sobie jest dosyć mdły, ale jak się go pokrojonego w kostkę wymiesza z przyprawami, pieczarkami, papryką, ryżem lub makaronem, doda się przecier pomidorowy i jakiś czas podusi w garnku to wychodzi danie naprawdę proste a znakomite. Proporcjami i składnikami mieszać można do woli, tak więc danie raczej nie ma prawa się znudzić.
4. A to, czego nie przejem w sierpniu i we wrześniu, mogę zamrozić. Jak znalazł będzie na zimę i kontynuowanie kabaczkowych eksperymentów.