piątek, 19 października 2012

O suchym chlebie - prawdopodobnie part I

Znając częstotliwość publikowania przeze mnie postów do niedzieli pewnie niczego nowego nie puszczę, dlatego w oczekiwaniu na przesłuchanie nowej płyty T. Love i koncert wrzucam linka do jednej z najbardziej optymistycznych (mimo przedstawianych okoliczności) piosenek, jakie kiedykolwiek słyszałem:



T. Love - "Na bruku" z płyty "Pocisk miłości" (1991)


Dzisiaj odrobiny ekonomii w kuchni – część pierwsza, do czego wykorzystać możemy wykorzystać chleb twardy jak kamień. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek wyrzucił choćby kawałek chleba (no dobra, może nieco czaruję rzeczywistość, ale na potrzeby bloga odrobina fikcji literackiej nie zaszkodzi). Nawet gdy jest już twardy do połamania zębów. Klasyczne metody na wykorzystanie popularnego suchara (nie mylić z „suchym Karolem”) to oczywiście tosty, ale gdy żółtego sera pod ręką nie mam, w inny sposób pozbywam się nadmiaru pieczywa:

- suchy chleb kroję w kostkę,
- podsmażam na patelni, wbijam jajka, dodaję szczyptę soli, smażę dalej wedle uznania.

I voila. Bardzo się zdziwiłem, gdy się dowiedziałem, że to mój wynalazek i nikt ze znajomych go nie stosuje. Moim skromnym zdaniem kaczki i inne „loty” mogą sobie spokojnie poradzić bez dodatkowego dokarmiania, a my mamy najtańszym kosztem całkiem niezłe śniadanie.