poniedziałek, 24 grudnia 2012

Makowiec w nieco innym wydaniu

Z okazji świąt niech życzenia złoży Wam Iron Maiden:)



A na wigilijny stół mam do zaproponowania Wam makowiec w wersji light (dla leniwych w sensie:). Chociaż, po prawdzie, temu ciastu bliżej jest do babki, aniżeli klasycznego makowca.

Oto, co potrzebujemy:
- szklankę białek,
- szklankę cukru,
- szklankę mąki,
- szklankę (jak ja się lubię powtarzać!) maku,
- 120 g rozpuszczonego masła,
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia.

A oto, co robimy:

Wlewamy białka i wykonujemy moją ulubioną czynność nakurwiania mikserem do momentu, aż białka zetną się na sztywną pianę. Następnie dosypujemy wszystkiego po kolei: mąkę, cukier, mak, proszek do pieczenia, wlewamy też rozpuszczone masło, rzecz jasna cały czas mieszając (możemy się wspomagać mikserem na najniższych obrotach). Całą masę wlewamy do podłużnej formy, pieczemy przez niecałą godzinę (tak ok. 50 minut) i pierwsze z dwunastu dań mamy już gotowe:)

Ażeby cała Wigilia minęła w takim nieco heavymetalowym nastroju, to dorzucam jeszcze starego (bo zeszłorocznego), ale jarego kwejka:)




niedziela, 18 listopada 2012

Ciasto dla leniwych

Dzień dobry! (jakby to nie dziwnie zabrzmiało w niedzielę o czternastej:)




Ogarnia mnie dzisiaj lenistwo listopadowo - łykendowe, co jednak wcale nie musi oznaczać, że nie mogę zjeść czegoś dobrego. Kotlet.tv, moje ulubione źródło inspiracji, przepis na ciasto orzechowo-jabłkowe nazwał "ciastem dla leniwych" i nie sposób się z tym nie zgodzić.

Co potrzebujesz?

- dziesięciu minut wolnego czasu (albo nieco ponad godziny, jeśli będziesz dopiero obierał orzechy);
- naprawdę minimum chęci, jakie dasz radę wykrzesać;

A ponadto:

- orzechów włoskich posiekanych - na przysłowiowe oko, choć w przepisie jest 200 g;
- 2 szklanki mąki;
- 1 szklanka cukru-pudru;
- 3 jajka;
- łyżeczka proszku do pieczenia;
- ok. 1/3 szklanki oleju;
- 1/2 szklanki mleka;
- jabłek też na oko (jakieś trzy, cztery większe);
- jak ktoś lubi (akurat ja przepadam, więc ten punkt ominąłem) - trochę rodzynek.

I co dalej? Ano dalej wszystko w sumie jak leci wrzucamy do miski, mieszamy mikserem, wlewamy do formy, pieczemy jakieś 50 minut... i gotowe! Wersja dla mniej leniwych przewiduje jeszcze rozpuszczenie czekolady i zrobienie polewy.

To chyba nawet prostsze, niż to moje wykorzystanie suchego chleba z jajkami na śniadanie.

piątek, 19 października 2012

O suchym chlebie - prawdopodobnie part I

Znając częstotliwość publikowania przeze mnie postów do niedzieli pewnie niczego nowego nie puszczę, dlatego w oczekiwaniu na przesłuchanie nowej płyty T. Love i koncert wrzucam linka do jednej z najbardziej optymistycznych (mimo przedstawianych okoliczności) piosenek, jakie kiedykolwiek słyszałem:



T. Love - "Na bruku" z płyty "Pocisk miłości" (1991)


Dzisiaj odrobiny ekonomii w kuchni – część pierwsza, do czego wykorzystać możemy wykorzystać chleb twardy jak kamień. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek wyrzucił choćby kawałek chleba (no dobra, może nieco czaruję rzeczywistość, ale na potrzeby bloga odrobina fikcji literackiej nie zaszkodzi). Nawet gdy jest już twardy do połamania zębów. Klasyczne metody na wykorzystanie popularnego suchara (nie mylić z „suchym Karolem”) to oczywiście tosty, ale gdy żółtego sera pod ręką nie mam, w inny sposób pozbywam się nadmiaru pieczywa:

- suchy chleb kroję w kostkę,
- podsmażam na patelni, wbijam jajka, dodaję szczyptę soli, smażę dalej wedle uznania.

I voila. Bardzo się zdziwiłem, gdy się dowiedziałem, że to mój wynalazek i nikt ze znajomych go nie stosuje. Moim skromnym zdaniem kaczki i inne „loty” mogą sobie spokojnie poradzić bez dodatkowego dokarmiania, a my mamy najtańszym kosztem całkiem niezłe śniadanie.

sobota, 15 września 2012

Eksperymenty z kabaczkiem

Jeśli ktoś uważa, że kabaczka nigdy dość, niech zajrzy na moją działkę. W każdym razie tak mniej więcej od sierpnia panuje tam prawdziwy wysyp dyniowatych (prócz wspomnianego również cukinii i patisona - nie mylić z pewnym wampironiepodobnym aktorzyną).
Oczywiście jako dobry kucharz wyznający zasadę ekonomii w kuchni sposobów na nadmiar kabaczka mam całkiem sporo. A więc:
1. Młode kabaczki można pokroić w krążki, obtoczyć w jajku i bułce tartej, standardowo popieprzyć i posolić, a następnie usmażyć. Placki z tego wychodzą znakomite.
2. Można je (tj. młode kabaczki, nie placki) zetrzeć w rozsądnej ilości i dodać do tradycyjnie robionych placków z jabłkami. Mają one wtedy specyficzny smak... szczerze powiem, że akurat mnie nie za bardzo on odpowiada, ale rodzinka lubi, więc cóż począć.
3. W kuchni cenię prostotę, tzn. lubię, gdy z jednego przepisu można zrobić kilka różnych dań. A kabaczek w każdym wieku jest idealny do różnych leczopodobnych i risottopodobnych eksperymentów. Sam w sobie jest dosyć mdły, ale jak się go pokrojonego w kostkę wymiesza z przyprawami, pieczarkami, papryką, ryżem lub makaronem, doda się przecier pomidorowy i jakiś czas podusi w garnku to wychodzi danie naprawdę proste a znakomite. Proporcjami i składnikami mieszać można do woli, tak więc danie raczej nie ma prawa się znudzić.
4. A to, czego nie przejem w sierpniu i we wrześniu, mogę zamrozić. Jak znalazł będzie na zimę i kontynuowanie kabaczkowych eksperymentów.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Dobry Kucharz radzi

Najlepsza rada, jaką ostatnio usłyszałem:
Nie masz miejsca w lodówce? To zrób tak, żeby to miejsce się znalazło:)

piątek, 17 sierpnia 2012

Ekonomia w kuchni

Parę dni temu (w niedzielę dokładnie) zobaczyłem, że moja siostra chce wyrzucić praktycznie całego pora. Część listków poobrywała do rosołu, a resztę... tutaj spuśćmy litościwie zasłonę milczenia. Generalnie kucharką jest całkiem dobrą (bardzo pikantnie gotuje, co mi się podoba, bo lubię poczuć, że coś jem), ale na ekonomii nie zna się praktycznie w ogóle.
Nie muszę chyba mówić, że por został odratowany. Tylko po to, żeby stać się częścią składową sałatki obok:
- 4 ugotowanych jajek,
- 2 kostek białego sera,
- kilku łyżek majonezu,
- szczyp... to jest od groma i ciut-ciut pieprzu i soli.
Sałatka wyszła genialna. I do posmarowania na chlebie i do wyjadania prosto z salaterki.

wtorek, 31 lipca 2012

Post o lekkim zabarwieniu intertekstualnym

Lubię wypić kawę, czasem dwie, a nawet siedem.
I wielką... kawę osobie, która wie, do czego nawiązuję.

czwartek, 26 lipca 2012

Tysiąc i jeden sposobów na...

Może nie tysiąc i jeden, w każdym bądź razie od... groma sposobów na wykorzystanie owoców.

1. Oczywiście ciasta. Przepis na szarlotkę był tylko jednym z mi znanych, stosowanych i lubianych. Generalnie jest ich cała masa (być może właśnie te tytułowe 1001:), a do tego dochodzą jeszcze placki z owocami, jak w poście o lekkim zabarwieniu historycznym.

2. Soki i kompoty. Nic prostszego: zalewasz owoce wodą, słodzisz, gotujesz i w sam raz. Generalnie podobno na letnie upały najlepsze są gorące, owocowe napoje. Ja to uskuteczniałem to na długo wcześniej, zanim usłyszałem.

3. Marmolady i inne dżemy. Za cholerę nie tykam tego cukrowanego kupnego gówna (gra słów niezamierzona), bo jeśli miałbym ochotę na posłodzoną galaretkę, to sam bym sobie zrobił. Marmolada jest jeszcze prostsza, niż soki tudzież kompoty, bo nawet wodą zalewać nie musisz. A postać marmolady przybrać mogą wszystkie owoce, choć ja preferuję oczywiście jabłka.
I jeszcze taka uwaga, jeśli jakieś niewiasty śledzą tego bloga: daj mi miskę gorącej marmolady z pajdą chleba, a moje serce do końca życia należy do Ciebie:)

4. Z serem lub śmietaną jako farsz do naleśników.

5. ...lub w charakterze sałatki owocowej.

6. I najstarszy sposób świata: na żywioł, tj. konsumpcja bez żadnych przeróbek.

Lato to najwspanialsza pora roku dla gości, którzy tak jak ja lubią sobie dobrze zjeść:)

poniedziałek, 2 lipca 2012

Proste zdanie

Trochę zmałpuję jeden z moich ulubionych blogów i stwierdzę, że niewiele może równać się z uczuciem, gdy jest poniedziałek, a Ty masz przed sobą jeszcze cały tydzień wolnego:)

sobota, 30 czerwca 2012

Post o lekkim zabarwieniu historycznym

Wprawdzie sezon truskawkowy ewidentnie zmierza ku końcowi (chyba, że ktoś ma ochotę na chemiczną bombę prosto z Hiszpanii... brak chętnych, tak myślałem), ale przepis na placek udostępniony dzięki uprzejmości kotlet.tv znakomicie sprawdza się przy jakichkolwiek owocach.
A więc składniki:
- 250 g mąki,
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej,
- 1/2 (słownie: pół)* szklanki oleju,
- 3/4 szklanki cukru,
- 4 jajka,
- 1 łyżeczka cukru waniliowego,
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
- 500 g owoców (wspomnianych chemicznych truskawek, ale i zastępczo jabłek, rabarbaru i innych napotkanych w sklepie/ targowym straganie - niepotrzebne skreślić).

Oddzielamy białka od żółtek, pamiętając o ostrzeżeniu siostry Anastazji. Następnie do żółtek dodajemy cukier oraz cukier waniliowy i nakur... miksujemy w sensie. Wlewamy olej i znów wykonujemy moją ulubioną kuchenną czynność, dodajemy oba rodzaje mąki, proszek do pieczenia i znów przerywnik (dajcie znać, jak Wam się znudzi, mnie taki przepis się podoba:) Ciasto powinno być takie w miarę gęste, raczej się nie przejmujcie konsystencją, bo i tak zapewne wyjdzie.
Teraz pracujemy nad białkami. Ubijamy je na pianę, dodajemy do reszty składników i delikatnie wszystko mieszamy, najlepiej na najniższych obrotach. Ciasto wykładamy na formę, wykładamy owoce i wkładamy do pieca rozgrzanego do temperatury 180 stopni. Jeśli wierzyć przepisowi, to placek powinien być gotowy po 45 minutach, ja tam swój wyciągnąłem już po pół godzinie. Raz, że się nie mogłem doczekać, dwa (to chyba mniej ważne:), że był już gotowy.




*Żywcem przepisuję ze strony kotlet.tv. Tam im się zachwiał lekko system miar, bo raz podają w gramach, a raz - w szklankach. Karol Wielki** w grobie się przewraca.

**Powszechnie znany cesarz, który prócz licznych zasług dla zachodniego świata (powstrzymanie ekspansji Arabów i takie tam) wprowadził ujednolicenie systemu miar i wag.

czwartek, 3 maja 2012

Jestem kawopijcą

Wprawdzie już wczesne popołudnie, ale każda pora jest dobra na przepis na znakomitą kawę.
Poranny zastrzyk kofeiny to u mnie prawdziwa celebra. A przygotowuję ją tak:
Wlewam do garnuszka trochę wody w ilości dopasowanej do kubka i wstawiam na palnik. Gdy woda zacznie się gotować, wsypuję kawę (prawdziwą fusiastą, nie to rozpuszczalne [censored]), dodaję łyżkę miodu, cynamon, goździki lub inne przyprawy korzenne. Mieszam chwilę, a następnie przecedzam przez sitko. Kawa jest gęsta i niesamowicie mocna, tak w sam raz na wiosenną zmułę, a miód i przyprawy dają bardzo fajny aromat.
I jeszcze obrazek, który zainspirował dzisiejszego posta:





Tym razem wyjątkowo nie  demotywatory, kwejk, ani akuaku.blog, a gnioty.pl.

sobota, 24 marca 2012

O różnicach słów kilka

Akuaku.blog podsumował różnice między piwem w butelce a piwem w puszce

Dlatego właśnie ja nie jestem za pozorną wygodą, jaką daje picie złocistego trunku z aluminium :)

piątek, 23 marca 2012

Uwaga, nakurwiam!

Dzisiaj będzie babka przelewana popołudniową porą, czyli moje wolne tłumaczenie siostry Anastazji*.

Składniki:
- 8 (!) jajek,
- 35 dag cukru (przelicznik dla nieposiadających miarki- 1,5 szklanki).
- 30 dag mąki (2 szklanki- patrz wyżej),
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia (lub wymiennie- sody oczyszczonej),
- 1 szklanka oleju (znowu przypominam, że spożywczego),
- 2 łyżeczki prawdziwego kakao.
Wykonanie:
Najpierw wbijamy same białka- i tu siostra Anastazja ostrzega: "żeby Ci przypadkiem choć odrobina żółtka nie wpadła!"- i nakurwiamy, siostry i bracia, nakurwiamy. aż białko zmieni się w sztywną pianę. W trakcie nakurwiania (ubijania, jak woli Anastazja) dodajemy cukier. Kiedy piana będzie już sztywna, dodajemy resztę składników: żółtka uprzednio ładnie od białek oddzielone (poetycki nastrój mi się udzielił), olej i mąkę przesianą razem z proszkiem (sodą tudzież). Nie wyręczamy się już mikserem, tylko ugniatamy ręcznie na (nieśmiertelny cytat) "jednolitą masę".
Trzy czwarte masy wlewamy do formy, do reszty dodajemy kakao i też ładnie łączymy. Ciemną masę wylewamy na jasną tak w miarę równomiernie, żeby to się fajnie przelało i pieczemy około 40 minut (mnie raz wyszło nieco ponad godzinę, ale to dlatego, że próbowałem piec przy wyłączonym piekarniku:)

Jeszcze Dobry Kucharz radzi takie bajery:
Jak ciasto już się nam upiecze, możemy rozpuścić czekoladę (najlepiej w mikrofali- wsadzić na 8 minut na rozmrażanie). Czekoladę wylewa się (nie wyjada:) na ciasto i posypuje kakao, następnie bierze się cukru tak na trzy palce i gdzieniegdzie posypuje. To taki fajny efekt powinno dać.

* Dla słusznie zainteresowanych "103 ciasta siostry Anastazji" nakładem wydawnictwa WAM.

sobota, 18 lutego 2012

Post o lekkim zabarwieniu gastronomicznym

Wprawdzie tłusty czwartek był..., no cóż w czwartek, dwa dni temu, ale fajne święta są po to, aby je celebrować cały tydzień.
Aby niby- piernikowi stało się zadość, przygotować należy:
-sklasyfikowane jako "mokre":
1 jajko,
1 szklanka mleka słodkiego 
3 łyżki dżemu, 
6 łyżek oleju (kujawskiego lub innego spożywczego, samochodowego może braknąć) 
1 łyżka śmietany; 
- sklasyfikowane jako "suche" 
1 szklanka cukru, 
2 szklanki mąki, 
1 łyżeczka proszku do pieczenia 
1 łyżeczka sody (zawsze myślałem, że to jedno i to samo. Popłakałem się, jak się dowiedziałem, że jest inaczej). 
A potem: 
Ponownie ubieramy lateksowy fartuszek, nie zważając, że jest poplamiony różnymi dziwnymi substancjami, następnie wrzucamy wszystkie produkty sklasyfikowane jako "mokre" (odwrócenie kolejności w stosunku do szarlotki ma ponoć jakiś głębszy sens) i dokładnie je ze sobą mieszamy. Następnie dodajemy produkty umownie nazwane "suchymi" i wszystko łączymy aż do uzyskania "jednolitej, gęstej, pozbawionej grudek cieczy" (sam to wymyśliłem, nie miałem bowiem pod ręką książki kucharskiej, aby się posiłkować jakimś fikuśnym terminem). Tąż ciecz wlewamy do formy, uprzednio wyłożonej papierem. Pieczemy około godziny i jednak decydujemy się w końcu lateksowy fartuszek wyprać. 
Popłakałem się, jak to napisałem.

wtorek, 14 lutego 2012

Przez żołądek do serca

Szczerze? Nie znam lepszego prezentu na walentynki, niż dobre ciasto.
Dzisiaj pieczemy szarlotkę. W tym celu przygotować należy:
- 35 dag mąki (czyli jakieś dwie szklanki),
- pół szklanki cukru- pudru,
- 1 cukier waniliowy,
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia ( z reguły nie posiadłszy, wypróbowuję podniebienia sodą oczyszczoną. Wychodzi na to samo),
- 1,5 dag masła,
- 4 żółtka i jedno całe jajko.
Zakładamy lateksowy fartuszek, wrzucamy wszystkie sypkie składniki (mąkę, cukier, budyń i proszek do pieczenia vs soda), a następnie wszystkie mokre. To ze sobą ugniatamy (tu następuje cytat z książki kucharskiej) "na jednolitą masę" (koniec cytatu). 2/3 ciasta przeznaczamy na tak zwany spód, pozostałość na wierzch, nie zapominając, że pomiędzy powinny znaleźć się jakieś owoce. Pieczemy coś około godziny, po czym przynosimy naszej drugiej połówce. Jeśli jeszcze takowej nie posiadamy, zostawiamy ciasto do dnia następnego. Szarlotka będzie smaczniejsza, a my osłodzimy sobie przynajmniej dzień singla.

czwartek, 26 stycznia 2012

Modlitwa o dobry humor

Warto powtarzać sobie co rano :)

Modlitwa o dobry humor
Panie
Daj mi dobre trawienie
i także coś do przetrawienia
Daj mi zdrowie ciała
i pogodę ducha,
bym mógl je zachować.
Panie, daj mi prosty umysł,
bym mógł gromadzić skarby
ze wszystkiego, co dobre,
i abym się nie przerażał na widok zła,
ale raczej bym potrafił
wszystko dobrze zrozumieć.
Daj mi takiego ducha,
który by nie znal znużenia,
szemrania, wzdychania, skargi,
i nie pozwól, bym się zbytnio
zadręczał tą rzeczą tak zawadzającą,
która się nazywa moim "ja".
Panie, daj mi poczucie dobrego humoru.
Udziel mi łaski rozumienia żartów,
abym potrafił odkryć w życiu odrobinę radości
i mógł sprawiać radość innym.


Autorstwa św. Tomasza Morusa.

wtorek, 24 stycznia 2012

Full service


Jestem full service. Posprzątam, wypiorę, ugotuję, upiekę. Ugotuję niejako z musu, jak mnie natura (tj. żołądek) przyciśnie*, ale wypieki uważam za prawdziwą przyjemność. Bez fałszywej skromności oświadczam, że moja ewentualna przyszła małżonka będzie miała ze mną raj na ziemi.
Żeby ten post nie miał aury ogłoszeniowo- matrymonialnej, przyznam, że popierdalam sobie w lateksowym fartuszku i lubię pochlipać nad wypiekami. Ale w końcu:


By demotywatory.pl

*Tylko nie bierzcie ze mnie przykładu i nie sypcie cukru do ziemniaków, myśląc, że solicie!

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Dobry Kucharz rzecze


Miewam przemyślenia, jak wszyscy ludzie zakładający blogi. Tyle że moje myśli krążą ścieżkami nieraz i dla mnie zbyt krętymi. Mimo to postaram się nimi (myślami, nie ścieżkami) podzielić. Oby to komukolwiek na zdrowie wyszło.
A jeśli kogoś to interesuje, to (że zacytuję nieśmiertelny Kabaret Otto) Dobry Kucharz wygląda tak:

Efekt mojej zabawy Inkscape'm. Prawda, że przystojny?